Adrianna Iwanejko

Adrianna Iwanejko – artystka wizualna, plastyczka o muzycznym wykształceniu. Studentka scenografii na Wydziale Malarstwa krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Uczestniczka wystaw w Krakowie, w Lublinie i w Poznaniu. Współtworzyła scenografię w Teatrze Starym i na Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Zafascynowana kulturą tradycyjną, granicami i pograniczem (a zwłaszcza tym wschodnim). Pochodzi z Lubelszczyzny.

Instalacja „Nevidomy” – wydrążone sylwety układające się w kształt niewidocznych, przykutych pracą do ziemi ludzi, których nie ma. Pozostały po nich formy, dematerializujące się ubrania. Ubrania o kroju jakby chłopskim, proste, jasne, nieco zabrudzone, gdzieniegdzie z lekka tylko przydekorowane charakterystycznym, nadbużańsko-podlaskim haftem. Bo do pracy to odświętnych szkoda. Niech ta praca będzie o znikaniu. O odchodzeniu, zapominaniu, o wymazywaniu. Ci zgięci zniknęli wraz z całą swoją kulturą i językiem. Ciężko pracowali, bo taka ich dola. Również na ten pałac. Pojęcie doli jest równie obszerne co pojęcie losu, jest pewnego rodzaju kondycją człowieka, jego niemą zgodą, przeznaczeniem, znojem i radością, po prostu – przyjętym w pełni życiem. Jest w nim też zawarta pokora i mądrość, a może nieco – żalu a nawet skargi. Być może pozycja pracy w polu jest też metaforą pracy człowieka w ogóle rozumianej jako trud, niewygoda, ciężar. Można odczytywać to niemalże biblijnie ,,przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia.” Dotkliwie obserwuje się też agonię mówienia po naszemu, które odchodzi wraz z ostatnimi używającymi go pokoleniami. Nevidomy znaczy – niewidzialni. Po naszemu albo po chachłacku było lubelską gwarą, która narodziła się ze styku wpływów polskich, ukraińskich i białoruskich. Gwara ta, nosząca ślady ruskości, była celowo pomijana, by nie rzec – rugowana, ośmieszana. Bo jak to – nie dość, że być chłopem, to jeszcze ruskim? Tereny południowego Podlasia wchodziły w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego, a ten dialekt był częścią niematerialnego dziedzictwa, które niemalże utraciliśmy. Chciałabym, by instalację tę można było czytać w dwie strony – z jednej, oni znikają, nie ma ich, a z drugiej – są przywoływani, materializują się. Niech praca ta będzie zatem symbolicznym hołdem dla tych, których nazwisk nie usłyszymy. Chciałabym im podziękować za ich ciężką pracę, wiedząc, że ja z nich i dzięki nim. Dziękuję. Pamiętam. Opis techniczny projektu: koszule, spodnie, fartuchy, spódnice w jasnych, neutralnych kolorach utwardzone mieszaniną wikolu i wody oraz gipsem. Uszyte z bawełny, lnu, gazy, bandaży, podmalowywane akrylem. Ułożone w kształt przypominający człowieka w trakcie pracy- efekt ubrania bez istniejącej sylwetki. Od wewnątrz kształt nadany również za pomocą cienkiego drutu. Jedna sylwetka wyraźna, kolejne zaś topniejące, zanikające. Materiały, narzędzia potrzebne do realizacji na miejscu: przymontowanie ich do ziemi na metalowych prętach przytwierdzonych od spodu do ubrań opcjonalnie – lekkie wypalenie trawy w tym miejscu, grube nici jasne i ciemne, młotek . Chciałabym, żeby to było miejsce realizacji było nieosłonięte, trawnik z pewną przestrzenią, która pozwoli na wyeksponowanie moich sylwet, coś jakkolwiek imitujące płaskość pola. Czas realizacji/zmontowania dzieła na miejscu – jeden dzień.

Komentarze są wyłączone.