“Króciutko o sobie”
Prezentowane na tej wystawie obrazy w dużej mierze pokazywane są w rodzinnym mieście pierwszy raz. Duża część powstała właśnie na nią i została namalowana w ciągu ostatniego roku. Tak to jest. Wystawy mają to do siebie (a tak jest w moim przypadku), że powodują “twórczy ferment”, mobilizują do wzmożonego wysiłku i stają się pewnego rodzaju wyzwaniem. Można oczywiście mówić, że maluje się głównie dla siebie I w dużej mierze tak jest, ale żywa konfrontacja dzieła i oglądających to zawsze jest coś.
Tak, malowanie to moja pasja. To rodzaj pewnego wyzwania, rzucenia się w nieznane bez żadnej gwarancji że się uda, że wyjdzie coś “zdatnego”, coś co sprosta samemu sobie stawianym oczekiwaniom. To takie siłowanie się z samym sobą, z własnymi słabościami, brakami warsztatowymi, “niemocą twórczą”. Bo obrazy nie zawsze się udają. Bywają zamalowywane, lądują w ciemnych i niedostępnych przestrzeniach strychowych (żeby nie drażnić twórcy) a zdarza się nawet choć rzadko że bywają niszczone! A więc te, które oglądacie przeszły przez “sito “ i są. Żyją już własnym życiem.
Zdarza się, że różni artyści mają w swym życiu malarskim różne etapy, okresy, np. Picasso okres różowy. Namalowane w nich cykle prac różnią się od siebie: sposobem malowania, tonacjami, formą wyrazu czy tematami. Może i na mnie czekają gdzieś nowe nieznane krainy, nieodkryte lądy. Póki co na razie nic się nie zmienia. Tkwię w tym moim niebie malarskim i dobrze mi tu. Maluję to co 10-15 lat temu i jeszcze mi się nie znudziło. Może jakość malarska jest ciut wyższa choć też nie wiem…
Wrażeniowo jestem lokowany w orbicie Beksińskiego i jako jego okolita krążę z sobie podobnymi po tych podobnie postrzeganych krainach. Tematy moich prac pozostały te same. To pewien ogląd świata: jego imitatywność i obawa o kierunek w jakim zmierza. Chodzi tu o dumnie pojmowaną ludzkość, jej kondycję ale i tęsknotę za tym co było kiedyś i bezpowrotnie minęło. Stąd na obrazach zamyślone /zagubione postacie (jest ich coraz mniej). Chybotliwe mostki, schodki czy kładki prowadzące “donikąd”, rozpadające się chaty, zagubione osady, rachityczne rośliny po których widać upływ czasu. A wszystko to niepewne spowite mgłą, nieruchome. Nostalgia, smutek ale i swoiście pojmowane piękno.
Piotr Kowieski 02.09.2022