Nie było nas wiele ale porozmawialiśmy o wielu sprawach, a raczej wywołaliśmy sobie środowiskową “burzę mózgów”. Postulaty były zwyczajnie ludzkie, chociaż zdarzały się i biznesowe… Kilka refleksji…
Chcielibyśmy sami wyjść z cienia, i wyciągnąć na światło naszych przyjaciół plastyków, którzy skryli się gdzieśtam po swoich domach. A to przy pomocy wspólnych plenerów środowiskowych, na których moglibyśmy sobie przypomnieć, jak się swobodnie tworzy, wymienić się doświadczeniami, niechby były tylko stacjonarne, w Parku Radziwiłłowskim, z Galerią Podlaską jako centrum zdarzenia. Moglibyśmy wyjeżdżać środowiskiem na wystawy w innych stronach, wystawy naszych kolegów z innych miast, czy wielkich artystów dawno lub niedawno odeszłych.
Dobrze byłoby, żeby nasi przyjaciele z urzędów, czy nasi zarządzający, pamiętali o tym, jak bogate w twórcze osobowości jest bialskie środowisko plastyczne. Dobrze byłoby przypomnieć o tym społeczeństwu jakimś plastycznym konkursem miejskim z ciekawymi nagrodami i stworzeniem w urzędach galerii obrazów czy innych dzieł tutejszych twórców. Albo cokilkuroczną wystawą środowiska w zaprzyjaźnionym Muzeum Południowego Podlasia.
Ponieważ to niedzielne spotkanie, z powodu padającego deszczu i wiatru, pierwszy raz odbyło się w środku Galerii, zamarzyło się nam, żeby w czasie remontu Galerii, który, mieliśmy nadzieję, odbędzie się już niedługo, dobudowano do niej cos w rodzaju “oranżerii”, przeszklonej, odpornej na wiatr i deszcz przybudówki, w której nasi artyści mogliby prezentować się nie kryjąc się przed ludzkim wzrokiem za murami.
Potem zeszliśmy też na kwestie zorganizowania środowiska w fundacje czy stowarzyszenia, i… w problemy sprzedawania swojej pracy. Ale… to bajka daleka od twórczości, wymagająca odmiennych, specjalnych kwalifikacji…